Mergem pe jos

Nazwa obozu: Mergem pe jos
Termin obozu: 5 - 25 sierpnia 2003
Miejsce obozu: góry: Cindrel, Lotru i Fogarasz (Rumunia)

Ilość miejsc: 10 
Koszt obozu: ok. 900 zł (500 zł zaliczki będzie zbierane na spotkaniu przedwyjazdowym)
Spotkanie przedwyjazdowe: 17.06.2003 (wtorek), godz. 18.00, przed Pałacem na Wodzie w Łazienkach. Proszę o wcześniejsze zgłoszenia mailem! 
Prowadząca: Justyna Karamuz - Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Charakter obozu: namiotowy

Informacja o obozie: Plany są generalnie takie, że będziemy chodzili z wielkimi plecakami po pięknych, dość wysokich górach (do ok.2500 m.n.p.m.) a gdy już padniemy na twarze (lub innymi słowy załoimy się na śmierć), to rumunska służba górska zniesie nas na dół i zwiedzimy sobie jakieś zabytki Siedmiogrodu. Co jeszcze się wydarzy trudno przewidzieć, bo Rumunia to kraj piękny, acz różnorodny... 

"Udało się nam przekroczyć granicę, jestesmy w Rumunii. Idziemy poboczem szosy przez rozpalone pustkowie. Od granicy do miasta Giurgiu jest spory kawałek, a zatrzymanie stopa jest jak zwykle niemożliwe. Kawalkada TIRów jadących do Bułgarii wzbudza tumany kurzu i zmusza nas do ucieczki na pobocze. No nie! Wszystkie TIRy miały pruszkowskie rejestracje! Jakby jechały w przeciwną stronę, to chyba bym się położył na drodze, by je zatrzymać. Dochodzimy do początków miasta. Zabudowania bardzo liche. Na jednym z mijanych podwórek słychać bawiącą się dzieciarnię. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że dzieciaki, kiedy nas dostrzegły, wypadły na ulicę z dzikim wrzaskiem i darły się idęc tuż za nami. "Hey man, money, money" - opalone na czarno, prawie nagie, wsciekłe bachory wyją za nami. Nic, tylko za chwilę któreś z tylu podbiegnie i wyciagnie mi z kieszeni portfel. Ręka odruchowo mocniej przylega z boku do ciała. Dzieciary widząc, że nie reagujemy na nie, zaczynają nas wyzywać - "fuck man, fuck man!". Zaraz pewnie zaczną rzucaś w nas kamieniami. Moze je popędzić? Ale jeśli takie są dzieci, to jacy muszą być ich rodzice? Lepiej nie zadzierać z miejscowymi. Damy na wstrzymanie. To pomaga, małe potwory po paru minutach wracają do siebie. Gdybym nie wiedzial, gdzie jestem, to łatwo dałbym się przekonać, że to Kalkuta. Dzicy ludzie, drewniane lepianki."
by Artur Patrejko

do zobaczenia
Justa

Tags: